Nadszedł czas, gdy moją poczciwą Damę Pik zastąpił "Filip". Choć jestem fanem Unitry to 4450 jest zupełnie inną konstrukcją. Sześć głowic i cztery silniki

(choć jeden tylko do napędu zegarów/ liczników) robią wrażenie. Magnetofon przygotowany jest do sterowania... kablowym pilotem (niestety nie posiadam). W obudowie zmieszczono również wzmacniacz, więc wystarczą kolumny i mamy muzykę

. Bardzo rozbudowana jest sekcja liczników umożliwiająca wyłączenie w określonym miejscu lub załączenie i wyłączenie magnetofonu o wskazanym czasie. Niestety jeszcze wszystkiego nie "rozkminiłem", ale to tylko kwestia czasu. W środku wrażenie robią dwa masywne koła zamachowe, które działają w przeciwnych kierunkach

.
W przeciwieństwie do PRLowskich produkcji (poza koncertem) mechanizm pracuje bardzo cicho, w moim egzemplarzu słychać jedynie brumienie transformatora, które jednak nie przenosi się na głośniki.
Przygodę zacząłem od rozebrania magnetofonu, czyszczenia, smarowania i powolnego składania całości do "kupy". W miarę pracy, coraz milej mnie zaskakiwał, odwdzięczając się coraz lepszym działaniem.
Podsumowując, na dziś dzień oceniam Philipsa N4450 bardzo wysoko i pomimo 40lat spisuje się bardzo dobrze.
Biorąc pod uwagę, że mam na taśmach z 50h nagrań to jeszcze z sobą poobcujemy
